Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/20

Ta strona została skorygowana.

— Niech Antoni wypuści pana — odezwał się doń profesor. — Dowidzenia, Fakirze!...
Po chwili Drucki szedł szybkim krokiem pustemi ulicami. Gdy znalazł się na rogu za torem, przypomniał sobie czarną limuzynę i brzęk rozbijanej szyby.
Pamiętał dobrze, że kawałki szkła leżały pod tą właśnie latarnią. Nachylił się i przyjrzał się uważnie: mokry asfalt i ani śladu szyby.
— Solidna robota — mruknął do siebie i otulił się jak najszczelniej.
Siekł drobny deszcz, zmieszany ze śniegiem, od Wisły ciągnął przejmujący chłodem wiatr.


ROZDZIAŁ 2.

Bohdan Drucki zamieszkał w „Hotelu Odeskim“ przy ulicy Długiej. Był to mały i brudny hotelik, pełny za dnia nieznośnej woni przypieczonej cebuli, a nocą krzyków, awantur i bijatyk.
Oprócz właściciela, starego żyda i jego półzidjocałego syna Nuchima, dwudziestoletniego wyrostka o spłaszczonej czaszce, stałym mieszkańcem hotelu był tylko jeden Drucki, którego obecność zaznaczona została, zgodnie z przepisami policyjnemi, na czarnej tablicy w kantorku, gdzie koszlonami wypisano: — Jan Winkler.
Pozostali klijenci hotelu, stanowiący główne źródło jego egzystencji, rekrutowali się z tych, którzy poszukiwali dachu nad głową na jedną noc, lub poprostu na parę godzin, co nazywało się tu „na wizytę“.
Drucki odpoczywał. W ciągu trzech dni jedynym jego łącznikiem ze światem był Nuchim, przynoszący bułki, szynkę i dzbanek z białą kawą, czasem gazety i papierosy.