Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/227

Ta strona została skorygowana.

chunki i czekał. W kilka minut po wyjściu Teci w drzwiach ukazała się Kazia.
— No, chodź tu i gadaj. Co się stało?
Stanęła przed nim milcząca z szeroko otwartemi oczyma, z których wyglądał strach.
— Cóż u djabła, oniemiałaś, moja mała?
— Niech mnie pan tak nie nazywa — powiedziała cicho — nie jestem tego warta. Za chwilę kopnie mnie pan jak psa, bo na nic innego nie zasłużyłam. To ja podłożyłam morfinę.
Drucki wstał, włożył ręce w kieszenie spodni i wolno podszedł do niej.
— Upiłaś się?! — zapytał spokojnie — jesteś pijana?!
— Nie — potrząsnęła głową — jestem trzeźwa i mówię prawdę. To ja, podła, podłożyłam. Z zemsty, ze ślepej zemsty.
Położył jej rękę na ramieniu:
— Z zemsty? Kobieto! Za cóż ty się na mnie mścisz? Czem cię skrzywdziłem?
— Ooo... — jęknęła — nie na panu, nie na panu... Dla pana serce wydarłabym ze swojej piersi... Ja na niej chciałam się zemścić.
— Na kim, ty szalona!?
— Na tej Teci, na tej chytrej dziwie, co to świętoszkę udaje, co zabrała mi ciebie... Ja ją chciałam usunąć z pańskich oczu. Ale byłam zagłupia. Nie wiedziałam, jak to zrobić i wszystko spadło na pana. O ja nieszczęśliwa!
Wpiła sobie palce we włosy i oparła się o ścianę.
Druckiemu twarz ściągnęła się, a na czole wystąpiły zmarszczki.
— Więc to ty sprzedawałaś tutaj morfinę?
— Ja, ja... Ja przeklęta, ja zgubiona...
— Opowiadaj — rzucił rozkazująco.
Zaczęła opowiadać cichym znękanym głosem. Już dawno poznała niejakiego Cierżawskiego, takiego machera od wyścigów i od innych rzeczy i on ją na-