Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/23

Ta strona została skorygowana.

cej wolności ma ten, co ma pieniądze. Im więcej pieniędzy, tem wolniejszy.
— No, pan ma ich dosyć! — zaśmiał się Drucki.
— Co to znaczy dosyć? Mam ich bardzo dużo, ale dosyć? Czy może być dosyć pieniędzy? Tak, jak panu, kapitanie, nigdy nie dosyć włóczęgi po świecie, to pan musi rozumieć, że mnie nigdy nie dosyć pieniędzy. To jest taka sama pasja, jak i każda inna.
— To prawda.
— No, widzi pan. A tylko ja nie mogę w swojej głowie pomieścić, dlaczego większa jest przyjemność podróżować bez grosza w kieszeni, zamiast wygodnie, nic nie robiąc, kajutą pierwszej klasy?
— Jak miałem na to, to i pierwszą klasą jeździłem.
— Co znaczy, jak miałem? Gdyby pan chciał kapitanie, pan miałby na całe życie! Czyż nie proponowałem panu spółki? Miałby pan dziś tyle, co ja, bo, obaj melibyśmy więcej jeszcze, dużo więcej. Z pańską głową! Ba! z pańską odwagą!
Drucki usiadł na łóżku i klepnął go wesoło po ramieniu:
— Ale ostre były czasy, co Jack?
— Ostre. Co tu gadać. Mówią, że ludzie mojej rasy są tchórzliwi, a to nieprawda. Przecie jestem żydem z krwi i kości, a sam pan widział. Dobre były czasy, na każdym kroku ryzykowało się życie, ale spirytus i piwo — to był interes wart takiego ryzyka.
— No, a jakże tam noga?
— W porządku. Tylko podniebienie dokucza. Tak mi ten rudy rozwalił. I wie pan co, kapitanie, że ja do śmierci nie zapomnę tego, co było w Chicago. Nie dlatego, że mnie pan życie uratował...
— Dajmy spokój — przerwał Drucki — niema co wspominać.
— Nie dlatego, że opiekował się pan mną, nie dlatego, że oddał pan mnie moje pieniądze, mój cały majątek... Nie... Ale nie zapomnę do śmierci tego, że nie