ukrytą między ramionami, a szloch wstrząsnął tym bezradnym kłębkiem ciała.
Drucki stał i milczał.
Wyjął papierosa i zapalił, nie śpiesząc się rozerwał kopertę i rozwinął duży arkusz papieru.
Pod śmiesznym, naiwnym nagłówkiem: „Wielmożny Sądzie Okręgowy“ zaczynało się:
„O śmierć moją proszę nikogo nie winić. Odbieram sobie...”
Nie czytał dalej. Złożył arkusz i szarpnął. Przez pół i jeszcze raz przez pół i jeszcze raz.
Posypały się na dywan małe skrawki papieru. Jedne padały tuż przy jego nogach, inne odlatywały dalej.
Strzepnął ręce, zgasił papierosa, pochylił się nad Kazią, wziął ją za ramiona, bez wysiłku uniósł i posadził na stole. Trzęsła się, jak w febrze, twarz miała mokrą od łez.
— I cóż ty sobie myślałaś, smarkata, — zaczął drwiąco — że takie szczenię, jak ty, ma jechać na tamten świat, bo takiemu słoniowi, jak ja, ktoś czemś grozi? Patrzcie-no! Ofiarę mi tu robi! Poświęcenie!...
Roześmiał się, a ona wciąż płakała, spoglądając nań od czasu do czasu załzawionemi oczyma.
Tłumaczył, strofował, żartował, gniewał się, wymyślał, groził, upokarzał, aż przestała szlochać i uspokoiła się.
— No, sama widzisz, że byłaś głupia?
— Nie, potrząsnęła głową.
— Ale dasz mi słowo, że będziesz mnie słuchała?
— Będę.
— Więc teraz zapudruj nos i marsz do domu. Coś dla ciebie wymyślę. Ale, jeżeli zrobisz to, jeżeli swojem głupiem samobójstwem obciążysz moje sumienie, to ci nigdy nie przebaczę. Zrobiłaś mi krzywdę, chcąc, czy mimowoli, ale zrobiłaś. Prawda?
— Wielką krzywdę — szepnęła.
— No, widzisz i chcesz ją naprawić?
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/231
Ta strona została skorygowana.