Czekał długo. Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Cierżyński, wysoki, tęgi, prawie czterdziestoletni drab z łysą, czaszką i z grubym fałdzistym karkiem. Zrobił ruch, jakby się chciał cofnąć, lecz opanowawszy się, zawołał z uśmiechem na błyszczącej, obleśnej twarzy:
— A, kogo widzę, kochany pan dyrektor Winkler.
— Cieszę się, że pana widzę, panie Cierżawski.
— Ja właściwie nie do kochanego dyrektora, ale chłopiec mi tu wskazał. Skoro jednak...
Urwał, bo Drucki podszedł do drzwi i zamknął je na klucz.
— Zamykam, — wyjaśnił — bo chcę, by nam nie przeszkodzono. A ja mam z panem do pomówienia, panie Cierżawski.
— Zawsze do usług — bąknął ten niepewnie.
— Wie pan, że jestem oskarżony o handel morfiną?
— Właśnie! Co za nieszczęście — jęknął żałośnie Cierżawski. — To napewno jakieś nieporozumienie, a tyle przykrości!
Drucki systematycznie zdjął marynarkę i powiesił ją na poręczy krzesła. Cierżawski natychmiast zorjentował się w sytuacji i zrobił krok ku drzwiom.
— Czekaj! — warknął Drucki, nie ruszając się z miejsca.
— Czego pan chce odemnie, panie Winkler?
— Chcę ci podziękować osobiście za uprzejmość, zanim poczęstują cię kryminałem.
— Niby za co? — bezczelnie podniósł głowę Cierżawski.
— Nie bój się, draniu! Już mam wszystko. Twoja Kazia powędrowała na posiedzenie, a i tobie kilka lat odpoczynku się należy.
— Niech mnie pan wypuści!
— Nie, braciszku, niema tak dobrze.
Szedł ku niemu wolno, uśmiechnięty, spokojny,
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/233
Ta strona została skorygowana.