w którą wpiła się zębami, w podartej na strzępy sukni, znalazła się w mocy jego dzikiego uścisku.
W przemocy upokarzającej, pijanej, zwierzęcej, szalonej, upragnionej...
Zwarły się dwa ciała w potężny węzeł, zwinęły się w hieroglif, którym natura znaczy swoje odwieczne prawo życia.
∗
∗ ∗ |
...Pokój tonący w mroku, bezkształtne kontury poprzewracanych mebli, i tuż nad jej oczyma złocące się źrenice... i tuż nad jej ustami usta... i ten owal twarzy... Halucynacja?... Czy to halucynacja?... Jakiś koszmarny refleks wspomnienia?...
Nie... nie...
Pomału odzyskiwała przytomność, a obraz nie zmieniał się...
Odsunęła go od siebie i szeroko rozwartemi źrenicami wpatrywała się w bladą, rozedrganą twarz.
— To ty — powiedziała tępo.
Nie zrozumiał.
Oparła się na łokciu i pokazała mu poprzewracane sprzęty.
— Czy pamiętasz?
— Co? — zdziwił się.
— Nie poznajesz?
— Daruj, byłem szalony — przytulił ją — ale czemu opierałaś się?...
— Czekaj — przerwała mu — czy nie pamiętasz letniego wieczoru, pokoju tonącego w mroku, poprzewracanych mebli?
Zerwał się i przetarł czoło.
— Nie pamiętasz poszarpanej sukienki młodej dziewczyny, którą wziąłeś przemocą?...
— Boże! — krzyknął i zasłonił twarz rękoma.
— Poznałam cię teraz... Tak, to ty...
Oderwała jego ręce od twarzy.
— To ty... Nazywasz się Bohdan Drucki.