Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/260

Ta strona została skorygowana.

— Dlaczego?
— Bo żadnej nie kochałem... Owszem, było ich wiele. Niektóre lubiłem bardzo... Nie kochałem żadnej.
Mówił prawdę. Miał wstręt do tego rodzaju kłamstwa. Nie analizował pobudek tego wstrętu, lecz zadawalał się tem, że wiedział, iż poprostu kłamać nie potrzebuje. Teraz nagle zaniepokoiło go własne zapewnienie: czy istotnie Alicję kocha? Czy to jest miłość?
Dla uspokojenia samego siebie zaczął mówić:
— Widzisz, nigdy jeszcze nie spotkałem takiej kobiety, jak ty... Już wtedy... przed laty... Pomyśl, przez chwilę nie zastanawiałem się, że łamię sobie życie, a nawet nie powstrzymała mnie świadomość, że popełniam podłość, że i tobie, właśnie tobie, której sam widok mnie obejmował płomieniem, wyrządzam straszliwą krzywdę... Byłem wówczas pijany, ale nawet... Prawda, wiele miałem w życiu pożądań... lecz ani jedno nie owładnęło mną tak potężnie... A teraz, gdy cię już wówczas, pamiętam, w cukierni zobaczyłem, nie poznałem cię wprawdzie, tyle lat minęło, a jednak odrazu ogarnęło mnie to dziwne uczucie... i później... Jakże wyczekiwałem każdego twego przyjścia... Jaka wściekłość ogarniała mnie, gdyś nie przychodziła... Zdawało mi się, że i ty nie możesz pozostać obojętna...
Zamilkł na chwilę.
— Mów, mów — tuliła się do niego.
— A kiedy odepchnęłaś mnie... nie zrozumiałem o co ci chodzi... Tłumaczyłem to sobie, jako chęć zadrwienia ze mnie. I... bardzo to mnie bolało... Dopiero dziś... poznałem, że mnie kochasz, że kocha mnie najpiękniejsza, najwspanialsza kobieta, jaka kiedykolwiek żyła na świecie... I jakżebym cię mógł nie kochać?
— Wierzę ci i tylko boję się, że się mylisz...
— Jeżeli się mylę, więc jakaż jest miłość? Więc