Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/263

Ta strona została skorygowana.

zdemaskowany i nie pozostaje mu nic innego, jak zniknąć. Po odezwaniu się Druckiego oboje poczuli się swobodniej. Alicja zbliżyła się i pocałowała go w usta.
Objął ją, w uścisku uniósł w górę, przytrzymał lewą ręką, prawą podsunął pod jej kolana i oto trzymał ją na rękach.
Gdy mówił, usta ich niemal dotykały siebie:
— Wiesz, kiedy cię tak trzymam, mam poczucie jakiegoś wielkiego bogactwa, tyle, tak dużo mam cię w ramionach... I zdaje mi się, że gdy cię wypuszczę, stracę coś niesłychanie cennego, coś, czegom całe życie pragnął...
Jej ręce otoczyły jego szyję, usta zwarły się z ustami.
Gorąca fala przepłynęła mu po grzbiecie, szczęki zaciskały się kurczowo.
Oderwała się od jego warg:
— Powiedz, powiedz, czy mnie kochasz?...
— Kocham, kocham do szaleństwa — zarzęziło mu w płucach.
Alicja opamiętała się.
— Nie, nie, już późno...
— Najdroższa, jedyna..
Znów był półprzytomny i niósł ją na tachtę.
— Zaraz przyjdą!... — broniła się.
— Nie przyjdą, nie, deszcz pada...
W tejże chwili rozległ się trzask otwieranych drzwi frontowych.
Alicja wyrwała się z jego ramion
— Psiakrew — strzepnął palcami i opadł na fotel.
Alicja wyszła do przedpokoju:
— Czy to Józefowa?
— Tak proszę pani. Leje, jak z cebra. Nie mogłam wyjść z kościoła.
— Zmokła Józefowa?
— Do suchej nitki, proszę pani. A czy panienka wróciła?