— Jak się masz, kapitanie.
Poznał głos Załkinda.
— A, serwus — odpowiedział — trochę źle mam się... nie, nic nadzwyczajnego, łeb mię boli... Co?...
Załkind mówił, że Luba chce koniecznie jechać do „Argentyny“, a ponieważ on sam nie chodzi nigdzie, więc tylko odwiezie Lubę i odda ją pod opiekę Druckiemu.
Drucki skrzywił się.
— Dajcie spokój, może innym razem. Głowa mnie boli i sam zaraz wychodzę.
— To Luba zmartwi się, ale trudno, życzę zdrowia kapitanowi.
Drucki położył słuchawkę i znowu wypił kieliszek koniaku.
Tecia chciała go prosić, by nie pił, skoro go głowa boli, chciała zapytać, czy rzeczywiście wychodzi, czy weźmie ją ze sobą, lecz miał minę tak nieprzystępną, że nie odezwała się ani słowem.
— Co mu jest — myślała — co mu jest?...
Był już mocno podchmielony, a kazał sobie podać butelkę szampana i butelkę porteru. Mieszał pół-na-pół i wypił wszystko.
O dwunastej wezwał Justka, wydał mu dyspozycje ogólne, a w szczególności dotyczące „biby“, którą obiecał personelowi, kiwnął głową Teci i wyszedł.
W hotelu polecił portjerowi dostarczenie do numeru jeszcze butelki szampana, otworzył okna i chwiejnym krokiem chodził po pokoju, popijając musujący płyn i wsłuchując się w monotonny szum deszczu.
Gdy w butelce nie zostało ani kropli, rozebrał się i zasnął kamiennym snem.
Obudził się wcześnie. Pokój zalany był słońcem i pełen świeżego, ożywczego powietrza.
Zerwał się z łóżka rzeźki i wesoły. Goląc się
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/268
Ta strona została skorygowana.