Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/280

Ta strona została skorygowana.

ka z tym kolosem jest beznadziejna. Nawet wówczas, gdy potwór zostanie rozbity, niczem garnek gliniany na drobne czerepy przez zbuntowanych wyznawców, ci natychmiast rzucą się do lepienia drugiego, równie pustego i równie napełnionego jedynie ich jękliwym niewolniczym skowytem.
W tysiącach rewolucyj od początku świata zdruzgotano tysiące bałwanów, by lepić nowe, coraz groźniejsze, coraz zawziętsze, coraz mściwsze, coraz mocniej przygniatające swemi potwornemi cielskami życie człowieka, coraz więcej zasłaniające mu słońce i gwiazdy...
W jakimś potępieńczym obłędzie ludzkość wciąż ciaśniej zaciska pętlę zakazów na swojej szyi, coraz niżej bije łbem Molochowi, wymyślonemu przez siebie na własną udrękę...
Tak myślała Alicja Horn, pilny stróż kultu, nieubłagany inkwizytor, składający codziennie całopalne ofiary na ołtarzu wszechpotężnej Fikcji, na której mściła się w sobie, jak nad pamięcią męża, obłąkanego fanatyka, który sam skoczył w paszczę Molocha,
Jakże wielkiem zadośćuczynieniem było teraz dla niej odzyskanie Bohdana, jakimż triumfem nad znienawidzoną bestją!
Rozżarzy go w wielkie ognisko, we wspaniały stos, na którym przetapiać będzie łańcuch swoich kajdan w złote krople niezliczonych dni miłości...
Złotych, jak jego źrenice...
Zdobyła go sobie i teraz nie mieściło się w jej wyobraźni, by mogła istnieć tak wielka potęga, któraby zdołała wyrwać go z jej ramion.
Och, wiedziała, że i on w nich znajdzie szczęście stokroć większe, niż dać mu mogą jakiekolwiek ramiona na ziemi.
Nie zastanawiała się nad tem, jak ułoży się ich życie. Znała jego treść, nie obchodziła ją forma. Nie wątpiła, że i w tej chwili, kiedy ona siedzi tu nad aktami Bohdan myśli o niej. Boh...