Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/29

Ta strona została skorygowana.

Instynkt, wygimnastykowany w tysiącach niebezpieczeństw, a sprawny, jak automat, kazał mu natychmiast zakryć się płachtą gazety, lecz na ten raz rozkaz nie został wykonany.
Nie mógł oderwać od niej oczu.
Gdzie? Kiedy?... Przysiągłby, że kiedyś musiał ją znać, że te płonące czarne oczy z wspaniałym zrośniętym łukiem czarnych brwi i te złociste włosy, i te wprost nieprawdopodobnie wykrojone wargi... Kto? Kiedy?... Napewno.... Napewno....
Szukał odpowiedzi w jej wzroku: zna go?... poznaje?...
Lecz ona już odwróciła głowę i znowu z uwagą słuchała monotonnego głosu łysawego blondyna. Przysadkowaty starszy pan znowu miarowo potrzaskiwał czeczotkową papierośnicą.
Drucki nie był pewien. Uderzająca piękność tej kobiety musiałaby przecie głębszem, nie dającem się zakwestjonować wspomnieniem wrazić w jego pamięć.
Udawał, że czyta, a jednocześnie myśl pracowała nieustannie:
— Może ktoś podobny... Ale kto? Chyba jakaś głośna aktorka filmowa o zbliżonym typie?... Jakaś gwiazda sportowa... lotniczka... tennisistka... Zresztą, gdyby obawy były słuszne, ona poznałaby go napewno... Trudno wyobrazić, by, spotkawszy gdzieś w życiu taką dziewczynę, mógł przejść obok niej obojętnie. Wykluczone! A kobiety zazwyczaj dobrze pamiętają tych mężczyzn, którzy bodaj bez skutku zabiegali o ich względy...
A ona stanowczo nie patrzała nań, jak na znanego sobie człowieka. W jej wzroku była odrobina roztargnienia i odrobina ciekawości, lecz ciekawości nie więcej, niż ta, z jaką wszystkie kobiety patrzą zawsze na niego.
W każdym razie rozsądek dyktował ostrożność. Należało zaraz zapłacić i wyjść. Jednakże Bohdan Drucki nie zaliczał się do tych, którym kiedykolwiek