Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/63

Ta strona została skorygowana.

Nagie drzwi w korytarzu otworzyły się i wybiegł kasjer Justek:
— Panie Grabowski! Pan dyrektor prosi:
— Już idę!
Wytarł ręce serwetą, wyciągnął z szuflady szczelnie zapisany arkusik i zapukał do drzwi.
Krótkie „wejść“ i znalazł się w gabinecie.
Dyrektor oczywiście siedział na biurku. Zawsze tak: albo na biurku, albo na parapecie okna, albo na wałku sofy. Właściwie niewiadomo poco przy biurku stał fotel. Od chwili nabycia „Argentyny“, przez Winklera nikt go jeszcze nie widział siedzącego w tym fotelu.
Teraz palił papierosa i kiwając nogą słuchał sprawozdania kipera:
—...Dwadzieścia sześć węgierskiego, jedenaście malagi, sto czternaście Cordon Rouge, dwie Cordon Vert, trzydzieści siedem Clicot i osiem „Cristal“...
Panna Tecia, szybko przesuwając wałek maszyny odstukiwała wymieniane przezeń cyfry w odpowiednich rubrykach.
— To wszystko, stary — zapytał dyrektor.
— Daj Boże codzień tyle — roześmiał się kiper.
Dyrektor uderzył go po ramieniu:
— Furda, bracie, zobaczysz, wyciągniemy jeszcze dwa razy tyle! No panie Grabowski, jakże tam?
— Pirwsza klasa, panie dyrektorze, siedem tysięcy dwieście czterdzieści trzy!
— Rozpijasz pan ludzi, niech pana drzwi ścisną! No, wal pan na maszynę.
Odwrócił się i podszedł do dużego stołu, na którym piętrzyły się stosy banknotów, plon dzisiejszej nocy. Kasjer Justek segregował je z niezwykłą wprawą i układał po sto sztuk.
— Powinno być trzydzieści dwa z pagórkiem — powiedział dyrektor.
— Będzie — lakonicznie potwierdził kasjer i pomyślał: