— Przeciętnie szczęśliwych — poprawił profesor i gorzki uśmiech wykrzywił mu usta.
— A jednak — upierał się Drucki — jednak stanowczo cię namawiam: spróbuj. Chyba nie wątpisz, że jestem dla ciebie więcej niż życzliwy?
Profesor Brunicki spuścił głowę:
— No... tak... tak myślę?
Tyle było męczarni w jego głosie i postaci, że Drucki uczuł w piersiach niemal fizyczny ból:
— Karolu — zawołał — Karolu! Kochany przyjacielu! Och, żebym umiał wyrwać z ciebie to straszne cierpienie! Pół życia oddałbym za to!
Profesor chwycił go za rękę:
— Tak, tak i ja tak myślę — powiedział z błyskiem w oczach — i ja myślę, że powinieneś mi dopomóc!
— Gdybym umiał! Gdybym mógł!
— Możesz.
— Ja? — zdziwił się Drucki.
— Możesz, Bohdanie, możesz i powinieneś mnie pomóc.
— Ale w jaki sposób?
Profesor zniżył głos:
— Jest tylko jedno lekarstwo na moją tragedję: odpowiedź, odpowiedź nauki, potwierdzająca odpowiedź. Dla zdobycia jej gotów jestem na wszystko... Rozumiesz? Na wszystko, nie wyłączając nawet... zbrodni!
— Jakto?
— Nie dam ci jeszcze teraz żadnych bliższych wyjaśnień. Chcę tylko wiedzieć, czy byłbyś gotów na ryzyko...
Drucki ze zdumieniem patrzał mu w oczy.
— No słowem, czy potrafiłbyś popełnić...
— Zbrodnię?
— Więc tak — wyszeptał profesor — zbrodnię. Drucki włożył ręce w kieszenie spodni i wstał. Na
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/70
Ta strona została skorygowana.