Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/91

Ta strona została skorygowana.

Istotnie nie upłynęło wiele czasu a dzwonek zawiadomił wszystkich, że sąd wchodzi.
Sala zapełniła się znowu po brzegi.
Wśród zupełnej ciszy przewodniczący odczytał wyrok: — dożywotnie ciężkie więzienie.
Oskarżony nie drgnął nawet.
Wychodząca publiczność napełniła kurytarze gwarem głośnych dyskusyj.
Przyjaciele czekali na Alicję — tak, jak było umówione — na dole w sieni.
Łęczycki wypytywał o szczegóły rozprawy, doktór niechętnie opowiadał. Zdumienie adwokata nie miało granic.
— Żebym wiedział, psiakość — klął z zacięciem — tobym postarał się o przesunięcie mego terminu. Coś niesłychanego! żeby taki cyniczny numer zemdlał! Psiakość! W jej przemówieniu musiało być, do djaska, wiele ekspresji, hm sugestywności...
— I okrucieństwa — cicho dodał Czuchnowski.
— Ach, ty sentymentalny staruszku, — roześmiał się mecenas — przecież to był zbrodniarz!
— Tak, bez kwestji.
— I stało się zadość sprawiedliwości! Z tego, co mówisz, miarkuję, że gdyby nie mowa pani Alicji, wypuszczonoby łotra na wolność.
— Ja nic nie mówię — bronił się Czuchnowski — ja sam nie wiem właściwie... Ale mnie w tem wszystkiem coś poprostu przeraża.
— Furda, chłopie!...
— Ja rozumiem... ale...
— Mój drogi Władku, jakże ty możesz być lekarzem?! A jak trzeba pacjentowi nogę uciąć, to co? Albo, dajmy na to...
Nie dokończył.
Po schodach szybkim elastycznym krokiem schodziła Alicja.
— Jestem głodna — powiedziała wesoło, witając