Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/96

Ta strona została skorygowana.

— A cóż ty, stałaś i słuchałaś? — z niezadowoleniem zapytała Alicja.
— Alu, jak możesz nawet tak myśleć? Wcale nie słuchałam.
Obaj panowie wybuchnęli śmiechem.
— Nie słuchałaś, ale pamiętasz każde słowo.
— No, przecie uszu sobie zatknąć nie mogłam.
— Więc cóż mu odpowiedziałaś?
— Oczywiście, powiedziałam, że pójdę sama i że to jest bardzo brzydko zaczepiać kobiety na ulicy. To on powiada, że rzeczywiście, że zawsze był tego samego zdania, że takich, co zaczepiają kobiety on sam obiłby laską, (wcale nie miał laski!), ale że ja przecie nie jestem kobietą, tylko aniołem (uważasz?!), a on nie jest takim, co zaczepia, tylko bardzo samotnym i nieszczęśliwym sierotą, a sierotami i wdowami trzeba się opiekować, że jeżeli go odpędzę w daleką zimną dal, to pójdzie z rozpaczy upić się, a jak tylko się upije, to go później głowa boli, a ja nie wyglądam na taką, co chciałaby cierpień bliźniego i tak gadał, że pojęcia nie macie.
— No, ty oczywiście nie odpowiadałaś mu wcale?
— Iiii... bardzo mało.
Doktór Czuchnowski skrzywił się i powiedział:
— Bardzo źle, panno Julko. Należało zwrócić się do policjanta i poprosić, by uwolnił panią od natręta.
— Kiedy on wcale nie był taki natrętny — z oburzeniem zaprzeczyła Julka — taki przystojny brunet z małemi wąsikami. Inżynier, pracuje w fabryce czekolady! Nigdy nie wiedziałam, żeby do robienia czekolady potrzebni byli inżynierowie. Prawda
— Rzeczywiście, poprostu kłamał.
— I ja mu tak powiedziałam, a on wówczas zaczął mi dowodzić, że są potrzebni do kontroli maszyn i do organizacji pracy i czegoś tam jeszcze i opowiadał, jak się robi czekolada i czy ja lubię czekoladę, bo jeżeli lubię, to on mi może przysłać bardzo dużo, bo jego to prawie nic nie kosztuje i odprowadził mnie