Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/97

Ta strona została skorygowana.

pod sam dom i chciał się przedstawić, ale ja powiedziałam, że nie i że idę tu do babci, bo babcia chora jest na tyfus i żeby poczekał kilka minut, to wyjdę i pójdziemy na spacer!
— Juleczko! — ze zgrozą zawołała Alicja.
— Poczekajże! Otóż wchodzę na schody, (a on powiedział, że dobrze, że będzie czekał, ale po tym tyfusie to mu się odrazu mina zmieniła), wchodzę na schody i patrzę przez okno ukradkiem, a mój facet wieje!... Aż się kurzy!!
Klasnęła w ręce i śmiała się do rozpuku.
— Dobrze mu dałam bobu, co?
— Tak, Julko, — odezwała się Alicja, — ale na przyszłość stanowczo proszę cię, byś nie pozwalała się zaczepiać. Absolutnie tego sobie nie życzę. Pomówimy zresztą o tem obszerniej jutro. Jakże ci lekcje dziś poszły?
— Dziękuję, dobrze. Pytali mnie z łaciny i z matematyki. Ach, Alu, a nic mi nie mówisz, czy ten proces skończył się?
— Tak, skończył się.
— I co?...
— Został skazany na bezterminowe więzienie.
— Panno Julko — bolesnym głosem powiedział doktór — któż to widział pół godziny grzać się w futrze i w botach.
— Zapomniałam — roześmiała się i wybiegła do przedpokoju.
Czuchnowski i Łęczycki asystowali Julce przy kolacji, podczas gdy Alicja przebierała się.
Mecenas załatwił telefonicznie lożę w „Argentynie“ i o wpół do dziesiątej pojechali do kinematografu na Marlenę Dietrich.
Julka, gdy wyjeżdżali, pluskała się w łazience i pożegnali ją przez drzwi.
— Stanowczo, Alu — powiedział doktór, gdy wsiedli do taksówki — powinnaś krócej trzymać Jul-