Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/100

Ta strona została skorygowana.

ne... Może to dać fenomenalne rezultaty — nieomylność orzeczeń w ustalaniu ojcostwa!
Profesor Brunicki zasnął. Obudził go dopiero głos konduktora, oznajmiającego Warszawę.
Samochód czekał przed dworcem. Gdy usadowili się w nim, ojciec zapytał:
— Więc jakże ułożyłeś swoje plany?
— Najpierw, ojcze, chcę poznać Warszawę, później pojadę do Krakowa, Wilna, Lwowa... no i chciałbym też wypróbować moje nogi w Tatrach...
Rozglądał się wokół z zaciekawieniem:
— Jak bardzo inna jest Warszawa od miast, które znam. Ojciec ma dom na przedmieściu, prawda?
— Tak. Na Żoliborzu. I hm... właśnie chciałem o tem z tobą pomówić, jak z... mężczyzną.
Piotr spoważniał.
— Słucham ojca.
— Otóż widzisz, w moim domu są ludzie... którzy... których... nie będziesz widywał. Zajmują oni znaczną część domu. O ich obecności nikt nie wie i wiedzieć nie powinien. Czy mogę być pewny, że nie będziesz się tem interesował?
— Ojcze — powiedział Piotr z wyrzutem.
— Nie wątpiłem — zapewniał profesor — że, cokolwiek mogło ci się wydawać, będziesz miał zaufanie do mnie. Otrzymasz więc pokój na parterze i proszę cię, byś nigdy nie przestąpił drzwi prowadzących z hallu do dalszych pokojów.
— Obiecuję to ojcu i niema o czym mówić.
— Wierzę ci chłopcze, i dziękuję. Poza tem mieszka u mnie niejaki doktór Kunoki, bardzo znany biolog... Otóż przebywa on w Warszawie incognito i pragnąłbym, byś nikomu o tem nie wspomniał.
— Widzę, że ojciec — zaśmiał się Piotr — ma mnie jednak trochę za babę, lubiącą wsadzać wszędzie swój nos i plotkować.
— Bynajmniej, Piotrze, gdybym tak cię sądził,