Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/105

Ta strona została skorygowana.

ki, sam zaś podszedł do baby i zapytał z groźną miną:
— Czego Bufałowa czatuje na mnie? Tyle razy mówiłem...
— Cicho, doktorku, cicho — przerwała skrzeczącym głosem — czego się zaraz gniewać. Pogodzimy się.
— Bufałowa znowu jest pijana!
— Ze zmartwienia, ojczulku. Zarobków nijakich nie mam. Doktorek o mnie zapomniał...
— Mówiłem już wam — ostrożnie rozejrzał się wokół Brunicki — że więcej niczego nie potrzebuję.
Śmiało wyciągnęła rękę w dziurawej rękawiczce i chwyciła go za łokieć:
— Ale ja potrzebuję. Potrzebuję pieniędzy.
— Nie dam więcej.
— A ja panu mówię, że pan da — zachichotała — wprawdzie nie wiem, jak się pan nazywa i gdzie pan mieszka, ale numerek samochodu to pamiętam. Ot, co! Numerek 82822. Ładny numerek i do śmierci go nie zapomnę. A już tam po numerku znaleźć nietrudno...
— To szantaż! — syknął Brunicki. — Czy Bufałowa rozumie, że za to jest kryminał?
— Kryminał jest obszerny i pan się w nim zmieści — warknęła.
Profesor przygryzł wargi:
— Ile Bufałowa chce?
— A i pięćset złotych nie zaszkodzi. Tak sobie powiedziałam. Nie zaszkodzi.
Gdy jednak sięgnął do portfela, pośpiesznie dodała:
— Pięćset nie zaszkodzi, a siedemset pomoże. Pan bogaty jest. Stać pana.
Prędko wyjął banknoty, zwinął i podał jej:
— Proszę. A niech Bufałowa zapomni wreszcie o mnie.
— Doktorku — rozczuliła się — niech Bóg wy-