Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/119

Ta strona została skorygowana.

nej prawdy. Gdy schodziła na kolację, była już zupełnie zrównoważona, spokojna i uśmiechnięta.
Wiedziała, że trzeba czekać nowej kartki Druckiego do Julki, a wtedy dopiero powziąć ostateczną decyzję.
Lecz minęły dwa dni, a kartka nie nadchodziła, natomiast trzeciego dnia przyniesiono depeszę adresowaną do Alicji. Drucki zawiadamiał, że przyjechać nie może. Nazajutrz też pani Czerwieńska otrzymała telegraficznie przekaz pieniężny i prośbę o spakowanie i wysłanie jego rzeczy do Warszawy.
Alicja nie powiedziała Julce o otrzymaniu wiadomości, a tylko oświadczyła jej krótko przy obiedzie:
— Dziś wieczorem jadę do Warszawy.
— Jak to „jadę“? — drżącym głosem zapytała Julka. — Więc mnie tu zostawiasz?
— Wrócę za kilka dni. Nie widzę powodów zabierania ciebie.
— Ale ja wolałabym też pojechać.
— Poco? — spojrzała nań Alicja, nie mogąc ukryć szyderstwa, a gdy dziewczyna nie odpowiedziała, wzruszyła ramionami: — zostaniesz tu.
— Dobrze — z zaciętością szepnęła Julka.
Odprowadzając Alicję na dworzec była milcząca i spokojna. Pożegnały się zimnym pocałunkiem i gdy tylko pociąg ruszył, Julka pobiegła na pocztę.
Okienko „poste restante“ było już nieczynne, lecz nie o to chodziło. Wzięła blankiet telegraficzny i napisawszy depeszę, wręczyła urzędniczce. Ta obliczyła słowa:
— Pani płaci dwa złote.
Teraz dopiero Julka spostrzegła się, że nie zabrała torebki.
— Boże drogi! Nie mam ze sobą pieniędzy! — krzyknęła zrozpaczona — a to takie pilne!
Urzędniczka uśmiechnęła się:
— Jutro mi pani odda.