Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/153

Ta strona została przepisana.

— Pewno jakieś świństwa, nie bez tego, żeby nie było tam rozpusty.
— A dziewczyny, kiedy wracają do domu, co mówią?
— Otóż to, że nic nie mówią, bo nigdy nie wracają. Poszła i przepadła, jak kamień w wodę. Po kilku miesiącach, to czasem która napisze, że do Ameryki wyjechała, albo gdzie jeszcze dalej, ale czy kto uwierzy?... Jabym tam złamanego grosza nie dała, że on je żywe puszcza. Głupi byłby. Jak nic ukratrupia, bo pocoby tajemnice robił i tyle forsy bulił? A może co ładniejsze to i na handel puszcza? Kto jego tam wie...
— A w jaki sposób pani daje mu znać, że ma pani odpowiednią pacjentkę?
Akuszerka wzruszyła ramionami:
— Że tam pani prokuratowa wciąż na mnie! Ja tam tem się nie zajmuję, co mi po tem?
Alicja zaśmiała się i robiąc dobroduszną minę, powiedziała:
— Niech pani Bufałowa nie boi się. Co między nami, to między nami. Przecież i teraz już wiem, że pani dostarczała mu ten towar. Gdyby chodziło mnie o panią, to już kazałbym panią zamknąć, ale myślę, że pani poto przyszła do mnie, by za coś zemścić się na tamtym jegomościu. Obiecałam, że pani nie aresztuję i może pani śmiało wszystko móiwć. Więc, w jaki sposób porozumiewała się pani z nim?
Bufałowa otworzyła ogromną, zniszczoną torebkę, wydobyła z niej zatłuszczony karteluszek i powiedziała:
— Niech już będzie. Muszę wierzyć pani prokuratowej, bo komu miałabym wierzyć?... Otóż między nami taka jest umowa, że jak mam u siebie taką co przyszła się psuć i chce, żeby pocichu, żeby nikt nie dowiedział się, a nikogo, ktoby się o nią upominał w Warszawie nie ma, to ja piszę do „Kurjerka“ ofertę na jego ogłoszenie, niby, ot taką: