Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/155

Ta strona została przepisana.

sprawy, ani tem mniej koncepcji dochodzeń, jednakże pomyślała, że najprostszym sposobem zdemaskowania zbrodniarzy, byłoby podstawienie agentki policyjnej.
Myślała właśnie o tem, siadając do obiadu, gdy Julka odezwała się, patrząc w talerz:
— Chciałam ci powiedzieć, że otrzymałam posadę...
— Jaką posadę? — wbiła w nią spojrzenie Alicja.
— Kancelistki, w biurze Domu Handlowego B. Bałkind i S-ka.
— Z. czyjej-że to protekcji?
— Z niczyjej — poczerwieniała Julka. — przeczytałam ogłoszenie w dzienniku i zwróciłam się do nich...
Zaległo milczenie i Julka po długiej pauzie dodała:
— Mam pracować w dziale korespondencji. Dają mi pensję trzysta osiemdziesiąt złotych, więc będę mogła z tego się utrzymać...
Alicja wybuchnęła śmiechem:
— Wiesz, że mogłabyś się zdobyć na tyle przyzwoitości, by mnie w tak naiwny sposób nie okłamywać: Czy naprawdę uważasz mnie za tak łatwowierną do tego stopnia, że ci uwierzę, że bez protekcji zaofiarowano tobie tak wielką pensję?... Zresztą mniejsza oto, od kiedy to obejmujesz te „posadę“?
— Od pierwszego — cicho odpowiedziała Julka. W oczach miała łzy.
Alicja chciała jeszcze zapytać, kiedy wobec tego Julka się wyprowadzi, lecz pohamowała się i przeszła do swego pokoju.
Była pewna, że nie obeszło się tu bez pomocy Druckiego, że Julka najbezczelniej w świecie nietylko wymyka się jej z rąk, lecz i jego jej zabiera. O nie, — zacisnęła pięści — oni jeszcze nie wiedzą, kto jest