Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/160

Ta strona została przepisana.

okrutnie jest być na świecie tak zupełnie samą... Gdyby i pan Janek nie zechciał jej więcej widywać, pozostałoby jej tylko samobójstwo...
Ostro, niecierpliwie rozległ się dzwonek telefonu.
Napewno dzwoni Alicja z zapytaniem, czy Józefowa już wyjechała... Julka podniosła słuchawkę:
— Proszę?
Odezwał się obcy kobiecy głos, jakby zaniepokojony:
— Czy mogę mówić z panną Julją Horn?
— Jestem — zdziwiła się Julka — kto pyta?
— Ja w imieniu jednego pana, on kazał... Jest ciężko ranny...
— Jezus, Marja — krzyknęła Julka — jaki pan?
— Cicho, niech panienka nie krzyczy i nikomu nic nie mówi, tak on nakazał, żeby tajemnica, bo go zabiją. Niech pani zaraz przyjedzie. On czeka. Pańska 118 mieszkania 64...
— Ale, jaki pan? — chwytała się nadziei Julka — jak się nazywa?...
— Winkler, pan...
Julka zachwiała się na nogach i omal nie upadła.
— Więc co, przyjedzie pani?
— Już jadę, już, w tej chwili, proszę tylko powtórzyć adres?
— Pańska 118 mieszkania 64, to w drugim podwórzu, prawa oficyna, czwarte piętro. Będzie pani pamiętała.
— Tak, tak... już jadę...
— A proszę nikogo w podwórzu nie wypytywać, żeby nikt nie wiedział, bo jego śmierć. I prędko!
Julka, drżąc na całem ciele w nieprzytomnym pośpiechu nałożyła kapelusz, chwyciła torebkę i zatrzasnąwszy za sobą drzwi, wybiegła na ulicę. Na