Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/167

Ta strona została przepisana.

da, gdyby nie szwagierka to ja puściłbym panienkę i już... Współczucie takie mam...
Julka nareszcie zrozumiała, że ten człowiek wcale nie jest taki zły, na jakiego wygląda i że teraz, kiedy tej strasznej kobiety niema, on ją może uratować...
— Panie, panie, — zawołała szeptem — niech pan mnie wypuści, niech pan mnie ratuje...
— A widzi pani?... Trzeba było odrazu tak do mnie, a panienka to na mnie, jak szpic na garbatego, ani przystępuj bez kija...
— Panie, — rzuciła się przed nim na kolana — błagam pana, niech mnie pan wypuści! Ja panu zapłacę, dużo pieniędzy zapłacę...
— Ma panienka forsę? — zainteresował się — dużo?
— Ja nie mam, ale za mnie zapłacą, ja mam tylko kilka złotych...
Gorączkowo otworzyła torebkę i, wysypawszy na dłoń kilka monet, podała mu je, jakby dla zapewnienia go o swojej gotowości dotrzymania dalszych zobowiązań.
Wziął pieniądze, przeliczył i gładkim ruchem wsypał je sobie do kieszeni, poczem kiwnął głową:
— Tak, szkoda mi panienki, ale cóż, jak szwagierka wróci, a panienki nie zastanie, to kiepski mój los... Chyba... Żeby chociaż wiedzieć, za co mam ryzykować, żeby to panienka była mój swat, czy brat, a tak co? Dla pięknych oczu?
— Mój znajomy da panu dużo pieniędzy...
— Co tam mi pieniądze... Ja nie interesowny... Żeby panienka była jaka moja krewna, albo, dajmy na to kochanka... To niech sobie, zaryzykowałbym... Żeby panienka ładnie poprosiła...
— Błagam pana, błagam, niech pan zlituje się nademną! — wyciągnęła do niego złożone ręce.
— Poco panienka klęczy, czy to jaki święty? Ot, proszę usiąść tu przy mnie i pogadamy. No!
Posadził ją na kanapie obok siebie.