Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/168

Ta strona została przepisana.

— O wszystkiem można pogadać — poklepał ją po plecach — a już szczególniej z taką ładną kobitą, che... che...
Jego ręka zsunęła się niżej i objęła ją w pasie. Jednocześnie druga sięgnęła do piersi. Julkę ogarnął wstręt nie do przezwyciężenia. Szarpnęła się z całej siły, lecz jej nie puścił i zawołał:
— To tak, panienka?... Ja trzymać nie będę, ale z ratowaniem szlus.
Opamiętała się i zaczęła znowu płakać:
— Niech pan mnie wypuści... Ona zaraz może wrócić, a wówczas będzie zapóźno... Niech pan...
— Sza, — przerwał i, pochylając się jej do ucha, powiedział — Ja panience radzę po dobremu, zrobim kwit na kwit. Ja pomogę panience uciec, a panenka mi za to po dobrej woli nie będzie się sprzeciwiać, tylko prędko, bo szwagierka przyjdzie... No, już, już... Jego ręce zaczęły łapczywie ją miętosić, błyszcząca od potu i tłuszczu twarz przysunęła się do jej twarzy, owiał ją zgniły ohydny oddech.
Nadspodziewanie silnym rzutem uderzyła obu pięściami w jego twarz i wyrawła się, przyczem jej sukienka rozdarła się w kilku naraz miejscach.
Julka skoczyła do drzwi, jak szalona przebiegła alkowę i dopadła zbawczych, jak sądziła, drzwi, prowadzących na schody.
Te jednak były zamknięte na klucz i to widocznie z zewnątrz, gdyż przez dziurkę od klucza wpadała smuga światła ze schodów, a napastnik, który powoli przyszedł tu za Julką, nietylko nie zdradzał niepokoju, lecz śmiał się pocichu. Natomiast, gdy skoczyła do okna, chcąc wołać o ratunek, złapał ją wpół:
— Sza. cholero, widzisz ją, jaka mądra. Jazda! No! Nie rzucaj się, bo tak cię zamaluję, że czorta z rogami zobaczysz.
— Precz odemnie, precz — wołała zdyszana, z wysiłku — proszę mnie nie dotykać!