Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/192

Ta strona została przepisana.

Drucki zrozumiał, że jedynem wyjściem, jest ucieczka i to wprost do tylnego parkanu. Jednym podrzutem uwolnił się z chwytu i, wymierzywszy przeciwnikowi szybki cios w szczękę, skoczył przez klomb, w kilku susach dopadł parkanu, przeskoczył i w pięć sekund był już w aucie. Nacisnął starter i ruszył właśnie w chwili, gdy reszta bandy czatująca na drodze przy furtce, zorjentowała się i okrążała biegiem ogród, by go dopędzić. Nie zapalając reflektorów skręcił w boczną drogę i dał pełny gaz.
Musieli dobrze obstawić się tym razem. Było ich pięciu, lub nawet sześciu — obliczał — i gdyby nie ta ciemność, jużby mnie mieli. A dziewczyna, albo jest ranna i zemdlała ze strachu, albo... Psiakrew... Nagle zatrzymał wóz: — a jeżeli to była policja?... Nonsens... Oczywiście, ludzie Fajersonów. Jeżeli jednak zdołali zbiec, a napewno tu nikt ich nie mógł zatrzymać, jeżeli dziewczyna nie żyje...
Z całą wyrazistością zrozumiał niebezpieczeństwo, jakie może nań teraz spaść. Oczywiście, jeżeli Cieplikówna nie żyje. A nawet w innym wypadku. Przecie przed policją będzie musiał wyjaśnić, dokąd to zamierzał zabrać tę dziewczynę... Kiepska sprawa.
Nie pojechał do domu, lecz wprost na Nowolipie. Przedewszystkiem należało naradzić się z Załkindem. Na szczęście był w domu. Drucki poprosił, by go zostawiono samego przy telefonie i zadzwonił do Brunickiego.
— Karolu, nie czekaj na mnie — powiedział — wyszła bardzo paskudna historja. Narazić będę musiał ukrywać się przez kilka dni, póki nie wyjaśni się, czy wpadną na mój ślad, czy nie. Nie pytaj teraz o nic i, o ile można, miej się na baczności.
— To fatalne — odezwał się Brunicki — ja muszę jutro wyjechać do Paryża, bo pojutrze mam ten odczyt w Sorbonie... Hm... Wszystko trzeba zostawić tu na odpowiedzialność doktora Kunoki. W