Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/201

Ta strona została przepisana.

pan nie zdaje sobie sprawy, jak straszne konsekwencje może mieć dla pańskiego ojca ta niewczesna rycerskość! Zresztą mogę pana zapewnić, że tej panience nic, absolutnie nic nie grozi. Nawet dziwię się, że postąpiła w tak nielojalny sposób.
— Przepraszam, doktorze, — nie zmieniając obronnej pozycji przerwał młody człowiek, nazywany Piotrem — tracimy napróżno czas. Czy pani chce tam powrócić? — zapytał Julkę.
— Nie, nie, niech pan mnie obroni! — szeptała, drżącym głosem.
— Więc rzecz załatwiona. Może mi pani ufać. Nikt nie ośmieli się zmuszać ją do powrotu.
Doktór Kunoki widział, że jest bezsilny. Mógł wparwdzie wezwać pomocy służby i nawet obezwładnić tego młokosa, ale pociągnęłoby to za sobą wiele komplikacyj, przedewszystkiem konieczności zamknięcia również i Piotra aż do powrotu profesora. To też wolał wybrać drogę pertraktacyj. Piotr odrazu zgodził się na propozycję, by pani pozostała w hallu pod jego opieką, lecz by nie mogła wyjść z willi póty, póki doktór nie wróci i nie rozmówi się z Piotrem i z nią. Teraz musiał koniecznie zostawić ich samych, gdyż wymacała tego operacja jednej pacjentki. Klnąc w duchu własną nieostrożność niezamknięcia drugich drzwi, wyszedł, zamykając je teraz ze zdwojoną uwagą.
Piotr stał nieruchomo, patrząc za odchodzącym, gdy poczuł na ręku gorące krople łez, i dotyk drżących ust. Gwałtownie wyrwał dłoń i zawołał:
— Co pani robi! Jak można!... No, pocóż pani płacze! Już wszystko dobrze. Proszę usiąść tu i uspokoić się!
— Nie mogę, nie mogę — szlochała — pan dla mnie taki dobry, nikt nie był dla mnie taki, pan taki szlachetny!...
Usadowił ją na kanapie i zająwszy miejsce obok zaczął tłumaczyć, że nie jest ani szlachetny, tylko