tomne słowa skomlały w jej ustach. W szeroko otwartych źrenicach paliło się przerażenie... Cofa wszystko, co powiedziała, wyrzeka się wszystkiego, żadnych nie stawia warunków, błaga tylko u litość, ona nie potrafi żyć bez niego, i stokroć woli śmierć, śmierć i jego i swoją... Uratuje go i tak, a on później postąpi, jak zechce sam.
Drucki łagodnie położył dłoń na jej ręku: spokoju, przedewszystkiem spokoju i więcej panowania nad nerwami. A pozatem niech zrozumie, że przyjęcie pomocy od niej już samo przez się stwarzałoby dlań zobowiązanie moralne, narzucałoby mu dług, jakiego nie mógłby spłacić bez pogardy dla samego siebie, byłoby dlań niewolą gorszą od każdej innej. Przecie ona musi zrozumieć, że on nie może przyjąć od niej czegoś, co już z samych warunków, w jakich się obecnie znalazł, byłoby dlań najnieznośniejszym ciężarem. Między nimi wszystko zostało skończone, wzajemne rachunki pokwitowane i trzeba umieć trzeźwo na to spojrzeć.
Stopniowo odzyskiwała równowagę. Chwilę milczała z opuszczoną głową, a gdy ją podniosła, powiedziała cicho, lecz dobitnie:
— Masz racie, Boh, dowidzenia... Rozumiem, że nie chcesz przyjąć mojej ofiary, lecz wiedz, że ja na inną zdobyć się nie potrafię. Żegnaj, Boh.
Nacisnęła guzik dzwonka i suchemi, jak szkło oczyma patrzyła na okute drzwi zamykające się za nim.
Gdy go wprowadzono, salę, przepełnioną po brzegi, zaległa cisza. W porównaniu z pokojem, w którym dotychczas przebywał, było tu tak jasno, że przez dłuższą chwilę nie mógł odróżnić rysów osób, zajmujących nawet najbliższe rzędy ławek.