Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/246

Ta strona została przepisana.

motocykl o latarnię, chwycił konia za cugle.
Nagle gdzieś w pobliżu rozległ się cichy gwizdek.
Prawie jednocześnie w pudle samochodu zahuczało od silnych wstrząsów, lecz zanim komisarz zorjentował się, że wewnątrz wre walka, ospały woźnica uniósł wielką kłodę drzewa i cisnął nią w motocykl z taką siłą, że ten został prawie zmiażdżony i runął z brzękiem na ziemię.
— Napad! — krzyknął komisarz i sięgnął do pochwy rewolweru. Zorjentował się jednak za późno. W tej właśnie chwili w powietrzu śmignął jakiś czarny przedmiot i wpadł pod motor samochodu. Ogłuszjący huk wstrząsnął powietrzem. Wybuch granatu wyrwał przedne koła i zdarł maskę samochodu. Niemal jednocześni zaterkotały rewolwery.
Komisarz, ranny w kolano, i policjant, który zdążył ukryć się za ciałem zabitego konia, nie przestawali strzelać do kilkunastu drabów, którzy wyrośli jakby z pod ziemi.
Ci zasypywali ich kulami, nie szczędząc ładunków.
W tymże czasie dwa silne chłopy wywalały żelaznemi łomami drzwi auta. Za ich plecami z gotowym do strzału wielkiem Parabellum stał Borys Załkind. O, jeżeli tamci dozorcy wewnątrz ośmielili się zabić kapitana Winklera, żaden z nich nie ujdzie z życiem!...
Jeszcze jeden cios łomu i opancerzone drzwi wyleciały z zawiasów.
W ciemnem wnętrzu zamajaczyły trzy leżące na podłodze postacie i z auta lekko wyskoczył Drucki.
— Biegiem! — krzyknął Załkind i ruszył naprzód.
Gdy mijali wywróconą furę drzewa, Drucki ujrzał wielkiego kędzierzawego draba, który na ich widok wpakował sobie w usta dwa palce i gwizdnął prze-