Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/25

Ta strona została skorygowana.

ko, że do takich typów, jak on, należy życie. Niechże pani sama osądzi. Gdyby, na przykład, zmuszono panią do wyboru jednego z nas — tylko proszę się nie krępować — kogo by pani wybrała? No? Szczerze!
Obrzuciła ich smutnym spojrzeniem i uśmiechnąwszy się blado, wskazała profesora.
Drucki wybuchnął śmiechem:
— A widzisz? Nie doceniasz siebie!
— E... pani sobie ze mnie żartuje — nagle zbladł Brunicki i zamilkł.
Auto stanęło przed jego willą. Wysiadając, zmusił się do paru wesołych zdań na pożegnanie i poprosił Druckiego, by ten nie krępował się i zatrzymał auto dopóty, póki mu będzie potrzebne.
Pojechali z powrotem przez miasto, potem przez most na Wiśle i Grochów.
Drucki spuścił okna i powiedział:
— Nie lubię zamkniętych aut. Człowiek traci największą satysfakcję jazdy: pęd powietrza, przestaje jakby brać udział w szybkości. Prawda, proszę pani?
Skinęła głową.
— Kiedyś miałem przyjaciela, prawdopodobnie obiło się pani o uszy jego nazwisko. Nazywał się Mac Woold i przez kilka lat uważany był za „najszybszego człowieka Stanów Zjednoczonych“. Otóż kilka razy miałem przyjemność z nim jeździć podczas treningu na specjalnym smoku wyścigowym, który wyciągał do czterystu kilometrów na godzinę. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek przeżył równie niezwykłe emocje.
„Obawę też“? — napisała na kartce.
— Nie. A raczej, owszem, tylko nie strach o życie, a strach o swoje zmysły. Przy takiej szybkości wzrok i słuch przestają działać, a przy tym ma się uczucie zapadania wgłąb. Nie jest to zbyt przyjemne, zwłaszcza, że po pięciu minutach takiej jazdy człowiek przez pół godziny jest półprzytomny. Mam te-