Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/26

Ta strona została skorygowana.

raz niezły wózek sportowy, na którym zrobić można sto dwadzieścia, do sto czterdziestu na godzinę. Jeżeli pani zechce, możemy choćby jutro wypróbować. Za Raszynem jest kilkanaście kilometrów wybornej szosy.
Napisała, że dobrze, ale teraz już chce wracać do domu: ul. Miodowa 18.
— Wydaje mi się — powiedział, żegnając się z nią przed bramą — że Karol grubo przecenił atrakcyjność mego towarzystwa.
Uśmiechnęła się i zaprzeczyła ruchem głowy.
— O której pani pozwoli jutro po siebie zajechać?
Wyznaczyła godzinę dwunastą.
Drucki natychmiast odesłał auto. Miał dziś znowu być na obiedzie u Alicji, lecz przedtem musiał wstąpić do „Argentyny“, sprawdzić rachunki i podpisania korespondencji, w czem mu Luba wczoraj przeszkodziła.
Punktualnie o czwartej był już na Topolowej.
Przyjęła go Julka oświadczając, że Alicja bardzo przeprasza za spóźnienie, ale jeszcze nie może wyjść z sądu.
— Skazuje jednocześnie dwie osoby — zaśmiała się — kogoś tam na więzienie, a pana na moje towarzystwo.
— O, to chyba jest najłagodniejszy wyrok, jaki kiedykolwiek wymierzono.
— Mógłby się pan zdobyć na milszy komplement — zauważyła wesoło.
— A po cóż pani komplementy — udał zdziwienie — przecież żadne lustro nie odmówi pani najpochlebniejszych.
— Nie patrzę w lustra — powiedziała z widoczną intencją — tu wszystkie lustra odbijają tak piękną istotę, że wprost nie odważyłabym się.
Przyglądała mu się zukosa, chcąc sprawdzić, jakie na nim wrażenie wywrą te słowa. Nie wątpiła,