Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/31

Ta strona została skorygowana.

Uwielbiała w nim ten wchłonięty przezeń świat, lecz wolała trzymać skarbiec zamknięty.
O przyszłości też nie mówili. Raz tylko Drucki zaczął:
— Wiesz, Al, że postępujemy dość niemądrze.
— Dlaczego?
— Przecie oboje jesteśmy wolni. Moglibyśmy zamiast kryć się ze swoją miłością, pobrać się, i już.
— Nie, Boh, nie — potrząsnęła głową.
— Przecież nie istnieją chyba żadne przeszkody?
— Owszem, Boh. To bardzo miło z twojej strony, że prosisz o moją rękę, ale niestety, muszę ci dać kosza.
Zasępił się i odwróciwszy głowę, powiedział:
— Rozumiem.
— Nic nie rozumiesz — zaśmiała się.
— Nie możesz zostać żoną człowieka, który jest w oczach prawa... zbrodniarzem.
— O!... Boh! Jakże możesz mnie tak krzywdzić!
— Konstatuję tylko stan rzeczywisty.
— Bardzoś mnie dotknął tym posądzeniem.
— Przykro mi. Daruj i nie mówmy już o tym.
— Boh!
— Nie mówmy. Sprawa jest jasna.
— Przeciwnie. Muszę ci wytłumaczyć...
— Al — przerwał — zapewniam cię, że nie czuję do ciebie najmniejszej urazy. Wystąpiłem z tym projektem bez namysłu, lecz teraz widzę całą jego niedorzeczność. Prokuratorka zostaje żoną przestępcy... Cha... cha...
— Boh — chwyciła go za rękę — jeżeli tak stawiasz sprawę, więc dobrze. Udowodnię ci, że się mylisz, że mnie krzywdzisz, że niedoceniasz mojej miłości. Dziś jeszcze przenoszę się do ciebie i tu zostaję. Kpię sobie ze wszystkiego. Z opinii, z prawa, ze skandalu. Chyba to ci wystarczy na dowód, żeś mnie posądził niesłusznie?
Drucki wstał i zaczął chodzić po pokoju.