Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/39

Ta strona została skorygowana.

żając swoją twarz do sztachet, by ten mógł go poznać.
Samochód wjechał w podwórze.
Dziewczyna rozglądała się obojętnie.
— Jest coś? — rozległ się przyciszony głos profesora, który wyszedł w szlafroku.
— Tak — odpowiedział krótko Drucki.
— Antoni — zwrócił się profesor do służącego. — Obudź pana doktora. My przeniesiemy sami.
— To jest zbędne — powiedział Drucki. — Ona jest przytomna.
— Jak to? — przestraszył się Brunicki.
— Za chwilę opowiem ci wszystko. Proszę panią.
Pomógł jej wysiąść z auta, wziął pod rękę i poprowadził ciemnym korytarzem wprost do łazienki.
W tej chwili zjawił się doktor Kunoki.
— Doktorze — przywitał się z nim Drucki — trzeba pani zrobić nowy opatrunek.
— Rana? Postrzałowa?
— Nie, nieduże skaleczenie, ale mocno krwawi.
— No, to doktór sam już sobie da radę — niecierpliwił się profesor — chodźmy.
Przeszli do hallu i Drucki szczegółowo opowiedział przebieg wypadku.
— Ona wcale nie zna Warszawy — zakończył — a pozatem, uczciwie patrzy jej z oczu.
— No, byłem trochę zaniepokojony — odetchnął z ulgą Brunicki. — Posądzałem cię o zbyt daleko posuniętą lekkomyślność.
— Masz mnie za dudka, Karolu?
— Nie, ale mogła to być, przypuśćmy, agentka policji.
— Wykluczone. Policję, to ja, mój drogi, czuję na dystans, jak jamnik lisa. Chciałbym jeszcze pożegnać się z tą małą, bo mi czas do mojej knajpy.
— Cóż za czułości! — zaśmiał się Brunicki, ale