Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/40

Ta strona została skorygowana.

przeprowadził go do pokoju, w którym umieszczono nowego „królika“.
— Do widzenia pani — pocałował ją w rękę Drucki — a proszę pamiętać o mnie. Nazywam się Winkler, Jan Winkler. Po dojściu do zdrowia, proszę mnie odwiedzić. Panowie tu znają mój adres.
Pożegnała go spojrzeniem, pełnem wdzięczności.
Profesorowi i Japończykowi, którzy odprowadzili go do samochodu, powiedział:
— Pamiętajcie, panowie, że dałem jej słowo honoru, gwarantując waszą życzliwość i uprzejmość!
— Nie obawiaj się.
— A jak, doktorze, z tą chorobą? Co?
— Drobiazg. Wyleczy się prędko.
— Więc dowidzenia!
Wyjechał z bramy z niezapalonemi światłami. Ulica była pusta. Nacisnął kontakt i ruszył dobrym gazem w stronę „Argentyny“. Dopiero przejeżdżając przez jasno oświetlony plac Teatralny spostrzegł na rękawie marynarki dużą plamę krwi.
— Psiakrew, trzeba się przebrać! — skonstatował i zawrócił na Aleję Szucha.
Już podjeżdżając zauważył, że okna jego mieszkania są oświetlone. Zdziwiło go to, lecz stróż wyjaśnił, że to Zośka ściele łóżko.
— Tak późno? — zapytał Drucki.
— Ano, pan nigdy wcześnie nie wraca, a ona dotychczas otwierała bramę, a teraz obudziła mnie i poszła sprzątać u pana.
Zośka przywitała go tem nieodmiennem w swej niefrasobliwości i swobodzie powitaniem, tak niespodziewanem u wiejskiej dziewczyny, i nie przerwała swojej roboty.
— Już pan spać będzie? To dziś wcześnie!
— Nie, muszę się przebrać — odpowiedział.
Rzuciła nań okiem i zawołała:
— O rany! Pan cały we krwi!