anegdotą, wymyśloną dla reklamy baranów z wyspy Hartog, w zatoce Rekinów.
— Dlaczego baranów?
— Bo wyspa ta słynie z wielkości hodowanych tam baranów. Otóż, pewnego razu, podczas dorocznego jarmarku wełnianego w Adelaidzie, jeden z farmerów przechwalał się, że ma w stadzie takie barany, których nie zdoła dźwignąć najsilniejszy człowiek. Ponieważ działo się to w portowym barze, przechwałki te zgniewały szypra szkuneru „Albatros”. Już nieco podchmielony, uderzył pięścią w stół i oświadczył, że takiego barana na świecie niema, któregoby on nie podniósł. A co więcej dodał, że zna człowieka, który może z łatwością zjeść na jednym posiedzeniu całego barana dowolnej wielkości.
— Czyżby to było możliwe? — zdziwiła się Julka.
— Otóż — ciągnął Drucki — i farmer w to nie uwierzył. Stanął tedy gruby zakład. Farmer twierdził, że wybierze takiego barana, którego ani ów szyper nie uniesie, ani jego żarłok nie potrafi zjeść. Szyper obstawał przy swojem, wobec czego postanowiono natychmiast, gdy tylko „Albatros” załaduje swoją wełnę, płynąć do zatoki Rekinów. Oprócz farmera na pokład weszło jeszcze kilkunastu gapiów i łazików, których w Adelaidzie, jak zresztą i w każdym porcie nie brak. Między nimi też powstały zakłady. Ci, co widywali barany z wyspy Hartog, stawiali za farmerem, ci zaś, którzy znali apetyt bosmana z „Albatrosa“, zezowatego Billy, za szyprem.
— No, i którzy wygrali?
— Ani jedni, ani drudzy. Po przybyciu na miejsce farmer wybrał istotnie olbrzymiego barana. Związano go i położono na ziemi. Szyper, tęgi drab, przez godzinę napróżno się pocił, usiłując barana podnieść i wreszcie zrezygnował.
— A ten zezowaty?
— Billy. Właśnie zezowaty Billy nie.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/51
Ta strona została skorygowana.