Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/66

Ta strona została skorygowana.

ności co do mistrzostwa pana Janka, że ani drgnęła nawet w najbardziej krytycznej sytuacji.
Zdarzyła się ona w ten sposób:
Na półwyspie Helu przejazdy kolejowe nie są zabezpieczone szlabanami. Kierowcy aut ostrzegani są o niebezpieczeństwie wyłącznie znakami drogowemi oraz dzwonieniem lokomotywy.
Pewnego razu na znacznej szybkości, zobaczyli z prawej nadjeżdżający pociąg. Do przejazdu było ponad dwieście metrów i można było z łatwością wóz hamować, lecz pan Janek zrobił wręcz przeciwnie i dodał gazu, zawoławszy:
— Trzymaj się, mała!
Maszynista gwizdał i dzwonił gwałtownie, z otwartych okien pociągu rozległ się głośny wrzask przerażonych podróżnych.
Auto mknęło z szaloną szybkością w punkt, w którym musiało spotkać się z parowozem.
Julka ani przez moment nie czuła strachu: ona wiedziała, że nic złego nie stanie się. Wprawdzie zauważyła, że rysy twarzy jej towarzysza ściągnęły się, że z ust jego znikł uśmiech, ale jakiż on był teraz piękny!
Żwir nasypu zadzwonił na błotnikach gwałtownym porywem pędu, w plecy uderzył gorący oddech parowozu i oto auto zaczęło zwalniać.
Obejrzała się: — pasażerowie z pociągu krzyczeli coś, gniewnie wymachując pięściami.
— Panie Janku! Oni nam wygrażają! — zawołała z oburzeniem.
Zatrzymał samochód i też się obejrzał, co wzmogło jeszcze bardziej gestykulację w oknach. Pociąg teraz biegł wolno, gdyż widocznie maszynista w ostatniej chwili zahamował, chcąc zabrać ofiary katastrofy.
— Grożą nam i wściekają się — zaśmiał się Drucki. — Gdyby nas przejechali, rozczulaliby się nad nami i niejeden by się popłakał, ale ponieważ