Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/82

Ta strona została skorygowana.

— Co? Nic nie słychać! — odrzucił i otworzył tłumik.
Teraz już naprawdę nie było nic słychać, Julka jednak nie dawała za wygraną i niemal przykładając usta do jego ucha, zawołała:
— Będzie słychać, jeżeli pan zamknie tłumik.
— Ostrożnie! Nie opieraj się o mnie, mała, bo wjadę jeszcze na drzewo.
Dla zilustrowania niebezpieczeństwa zachybotał kierownicą i wóz wypisał na szosie kilka zygzaków.
Julka udała obrażoną i siedziała cicho, nie mogła jednak wytrzymać długo i gdy tylko spojrzał na nią, uśmiechnęła się zalotnie.
— No, już zgoda między nami — powiedziała i wzięła wolną jego rękę. Uścisnęła ją, położyła na swoich kolanach i zaczęła głaskać, leciut[ką, pełną] czułości pieszczotą.
Gdy ręka drgnęła i chciał ją cofnąć, [położyła na] niej swoje dłonie, a w tem dotknięciu było [tyle proś]by, że musiał jej ulec.
Przez cienki fular sukienki czuł ciepło jej [ciała,] po wierzchu dłoni wolniutko przesuwały się smu[gi] dotyków palców Julki, przedziwnie delikatnych, zdawałoby się mówiących każdym nieznacznym ruchem o swojej radości, o głębokiej kontemplacji małego ułamka szczęścia.
Auto wypadło z zarośli na wolną przestrzeń falistych wrzosowisk.
Tu droga za czerwonym domkiem skręcała wolno i nagle wspinała się pod górę stromą serpentyną. Należało przełożyć na pierwszy bieg i Drucki, uśmiechnąwszy się serdecznie do Julki, zabrał rękę.
Siedziała cicho, nieruchoma. Auto wzięło w rze i sunęło znowu płaszczyzną, tu i ówdzie porośniętą kępkami sosen i jodeł, forpocztami czarnego lasu.
— Oto i puszcza — głośno powiedział Drucki.
Zwolnił pęd auta, gdy wjechali w ciemno-siny korytarz, zamknął tłumik.