Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/86

Ta strona została skorygowana.

jaśnień niż zwykle... Alicja?... Aż zdumiał się, że to imię znalazło się teraz w jego świadomości... Cóż tu ma Alicja?...
Gdyby nie obawa wykonania jakiegokolwiek ruchu, wzruszyłby ramionami. O nie, dziwnie obca i obojętna wydała mu się w tej chwili tamta kobieta, dziwnie bezzasadne jej pretensje do jego wierności. Że jest opiekunką Julki?... To jest bez znaczenia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że żaden z tych motywów nie powstrzymywał go, nie zdołałby powstrzymać. Więc co?...
— Może to, że tak bardzo lubię tę małą? — pomyślał. — Ja ją, do stu djabłów, zanadto lubię!
Nie zadowoliło go to rozwiązanie zagadki własnego postępowania, lecz nie umiejąc znaleźć innego, zrezygnował.
— Panie Janku — cichutko mówiła Julka — pan nie może wiedzieć, jaka ja jestem szczęśliwa, jaka bardzo szczęśliwa... Jak bardzo myślałam o takiej chwili... Niczegobym nie pragnęła więcej tylko, żeby tak zawsze było...
— Zreflektuj się, mała — zażartował — może padać deszcz!
— Niech pada. Och, panie Janku... — urwała nagle i skończyła smutnym głosem: — pan mnie nigdy nie pokocha.
— Julko! Niechże pani będzie rozsądna. Coby ci przyszło po takim starym gracie?
— O nie, nieprawda!
— Mógłbym być twoim ojcem. Czy pani wie, że mógłbym być jej ojcem? Co?...
— To nic nie znaczy — zaprzeczyła żarliwie.
— To dużo znaczy, moja mała, dużo!
— Rozumiem. Jestem za dziecinna, za głupia...
— Owszem, ale tylko dlatego, że tak mówisz...
— Gdybym była tak mądra i tak piękna, jak Alicja, wtedy miałabym prawo mieć nadzieję, że mnie pan pokocha, jak ją...