Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

nąć tę nieznośną nazwę: rywalka, to termin, który ją obrażał, nie dlatego by uważała się za coś nieskończenie wyższego od innych kobiet, lecz poprostu sama rywalizacja o mężczyznę nie wydawała się jej godna kobiety, która prawo rywalizacji głosiła, która walczyła na forum publicznem z przesądami, nakazującemi kobiecie bierność. A zresztą brzydziła się rywalizacji, jakkolwiek nie oznaczało to bynajmniej zamiaru ustąpienia z pola. Może dążyłaby do sprowokowania ostrzejszej scysji, do wydobycia z Marjana jakichś słów, któreby rzecz wyświetliły, lecz musiała z tem zwlekać: Marjan był jej teraz poza wszystkiem innem — potrzebny.
Dwa ostatnie artykuły Wandy wywołały niecodzienną burzę w prasie. Trzeba było bronić się, polemizować, odpierać zarzuty, a Dziewanowski był nieprzebraną skarbnicą wiadomości, argumentów, cytat i kontrmin na twierdzenia przeciwników. Zresztą i sam już był autorytetem, z którym liczono się nie tylko przy stoliku Kolchidy, a tę pozycję w znacznej, w olbrzymiej części właśnie Wandzie zawdzięczał. Kiedy pisała: „jeden z najwybitniejszych myślicieli polskich naszej doby powiedział niedawno...“ — wszyscy wiedzieli, że tym myślicielem jest Marjan Dziewanowski. Kiedy mówiła: — są ludzie tak mądrzy, którzy rozumieją bezcelowość głoszenia wszelkich myśli... — wiedziano, że Dziewanowski dlatego nie pisze i wszyscy pochylali przed tem głowę z uznaniem z wyjątkiem jednego Szawłowskiego, który musiał nosić głowę tak wysoko, by wystawała ponad jego własną przeciętność. I on jednak pocichu przyznawał Wandzie rację, tembardziej pocichu, żeby nie posądzano go o czerpanie myśli z zasobów Dziewanowskiego. Jedna Wanda, przy której najczęściej te bezzwrotne pożyczki były zaciągane, wiedziała o nich, chociaż sama z trudem mogła w doktrynach Szawłowskiego rozpoznać relatywne myśli Marjana.

99