Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

towarzystwo nudziło Wandę, o ile nie mówił o niej. Przygniatał ją swoją wyższością umysłową i lekceważeniem świata, w którym tak poważnie liczono się z jej inteligencją. Nie wszczynał z nią nigdy polemik na temat jej działalności pisarskiej, reagując na najlepsze artykuły pobłażliwym uśmiechem lub wzruszeniem ramion. Nie ukrywał przytem swej niechęci do Kolchidy, ani ironicznego stosunku do absorbujących ją problematów.
Jeżeli chodziło o sposób życia Wandy, nawet nie próbował żądać w nim zmian, chociaż nie ulegało wątpliwości, że bardzoby ich pragnął. Wiedział zgóry, że na nic nie zdadzą się perswazje i że tylko może doprowadzić do zerwania, czego żadną miarą chcieć nie mógł.
To też ułożyło się między nimi tak, że każde z nich żyło własnem niezależnem życiem. Szczedroń nie wiele wiedział o Wandzie, ona zaś nic nie wiedziała o nim. Oczywiście ilekroć odbijało się jej o uszy, że Szczedroń zyskuje coraz większą pozycję w sferach naukowych, że jego nazwisko jest na najlepszej drodze do sławy, cieszyło ją to, lecz nie zadawała sobie trudu wnikania w szczegóły, lub czytania nużących, najeżonych fachową terminologją prac męża. Może nawet nie miała na nie czasu. Publicystykę swoją traktowała zbyt serjo, by nie przygotowywać się do niej lekturą bardzo obszerną i w miarę potrzeby wszechstronną. Pochłaniała też sporo beletrystyki, stale bywała w teatrze, lwią część czasu zabierała jej Kolchida, ta prawdziwa kuźnia myśli, gdzie w dyskusjach budował się szkielet gmachu nowej obyczajowości, gdzie rektyfikowały się poglądy, demaskowały się utarte kłamstwa i tworzyło się prąd pierwszej racjonalnej reformy społecznej.
Co dotyczyło tego prądu, Wanda właśnie przezeń została pociągnięta do pisarstwa wogóle i szybko zajęła jedno z czołowych miejsc w szeregu walczących. Nomi-

102