Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

wił — że nie pokazywałbym się z tobą w miejscach publicznych, gdyby nie... gdyby nie wprost fizyczna potrzeba przyglądania się tobie, gdy patrzysz na mężczyzn. To jest bardzo... podniecające.
— Cóż znajdujesz szczególnego w moim wzroku? — zahaczała lekko, wiedząc, że znowu dowie się o sobie czegoś nowego.
— Znasz płótno Siemiradzkiego: handlarz przyprowadza staremu senatorowi niewolnicę na sprzedaż. Otóż ty patrzysz na każdego spotkanego mężczyznę wzrokiem owego senatora: oceniasz. Jest w tem chłodna rozwaga kupującego i lubieżność, świadomość łatwości zdobycia i pobudzona wyobraźnia, kontrolująca ewentualną wartość objektu. To nie zalotność, nie kokieterja, słowem nie oferta gotowości, lecz śmiałe i wyzywające taksowanie towaru.
Wanda roześmiała się swoim cichym śmiechem.
— I to ci sprawia przyjemność?
— Tego nie powiedziałem. Podniecenie nie zawsze jest przyjemnością.
— Zatem coś z repertuaru „Rogacza wspaniałego“ — zakonkludowała.
Odtąd częściej i bardziej wyraźnie w ten sposób przyglądała się mężczyznom. Była dość piękna, by nie obawiać się przykrego efektu, a objawy zmieszania, jakie nieraz dostrzegała u przygodnych ofiar, utrzymywały ją w tym stanie nieprzerwanej emocji kobiecości, który w jej artykułach dźwięczał nieuchwytną, a drażniącą nutą. Jak ognia strzegła się czegokolwiek, coby mogło przyczepić do niej wstrętną etykietę kobietona, wąsatej zmaskulinizowanej baby, emancypantki z epoki pani Latter i jej pensji. Przeciwnie, podkreślała swoją kobiecość nie tylko przez częste używanie czasowników w odpowiedniej formie, lecz i przez niepomijanie żadnej okazji, by pisząc o jakimś mężczyźnie nie zaznaczyć,

107