Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

sprawach publicznych, rozkoszując się analizą jakiegoś nowego systemu filozoficznego, czy analizując wartości utworu literackiego, umiała bez przerwy w dyskusji zauważyć, że jajka na Ordynackiej pod piątym są o dwa grosze tańsze, niż na Świętokrzyskiej, a u Wardasowej kalafiory nie kosztują po trzydzieści groszy, jak podaje w rachunku Marcysia, lecz tylko dwadzieścia pięć. Nazajutrz, podczas pięciominutowej audjencji, udzielonej kucharce przed wyjściem do redakcji, padała krótka uwaga:
— Jajka proszę brać na Ordynackiej pod piątym, a co do kalafiorów Marcysia omyliła się: u Wardasowej kosztują po dwadzieścia pięć. Niech Marcysia poprawi to w rachunku.
Pomimo to, jej sposób prowadzenia domu nie miał nic wspólnego z nudną i staroświecką gospodarnością, która dawne kobiety przykuwała do kuchni, kredensu i spiżarni, do bieliźniarki, do komód i szaf, zmieniając ludzką istotę w kółko do pęku kluczy.
W razie najścia gości posyłało się do restauracji lub cukierni po niezbędne rzeczy, reszta zaś spoczywała na barkach służby. Kłopot, jaki początkowo sprawiało zagadnienie cerowania skarpetek i poprawy bielizny Szczedronia, został w jakiś sposób usunięty przez niego samego.
Swojemi strojami nie zajmowała się zbyt wiele. Przynajmniej nie przesiadywała całemi godzinami u krawcowej, nie odbywała wędrówek po sklepach i nie mówiła o tem wcale. Pomimo to jej sposób ubierania się słynął w mieście i wywoływał liczne naśladownictwa. Sama komponowała sobie suknie i kapelusze, nigdy nie podług ostatniego krzyku mody, lecz zawsze z tym smakiem prostoty i z tym indywidualnym sznytem, który nic nie miał z przesady, chyba przesadę w prostocie.

112