Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja nie wiem — uśmiechnęła się.
— W swojej ofercie pisze pani, że zgodzi się na każde warunki. Nie zamierzam pani wyzyskiwać, ale czasy są ciężkie, ruch w interesie mały, podatki kolosalne. Na próbny miesiąc otrzyma pani trzysta pięćdziesiąt złotych, a później pogadamy. Zgoda?
W myśli obliczyła, że przy pewnej oszczędności będzie mogła u ciotki otrzymać pokój i utrzymanie za jakieś sto pięćdziesiąt, niech nawet sto siedemdziesiąt złotych. Trzydzieści powinno wystarczyć na drobne wydatki. Karolowi będzie wysyłała sto pięćdziesiąt. To zawsze coś.
— Zgoda, panie dyrektorze.
— No, to świetnie.
Nacisnął guzik dzwonka i rzucił woźnemu:
— Pana Komitkiewicza!
Gdy woźny wyszedł, dyrektor Minz wydobył z szuflady stos prospektów i rozkładając je przed Anną zaczął objaśniać, na czem będą polegały jej obowiązki. Słuchała uważnie, chociaż przedmiot znała nawylot. W Ajencji Turystycznej wprawdzie nie załatwiała tych rzeczy samodzielnie, lecz do dziś dnia umiała napamięć adresy różnych zagranicznych przedsiębiorstw podobnego rodzaju, wiedziała jak się organizuje wycieczki zbiorowe, jak oblicza się koszty i prowadzi się korespondencję. W tem, co mówił dyrektor Minz, przestraszała ją tylko osobista odpowiedzialność za każde postanowione przedsięwzięcie. Pozatem była przekonana, że z łatwością da sobie radę.
Wkrótce zjawił się Komitkiewicz, przystojny, rudawy blondyn, pachnący „loriganem“ i ubrany z wyszukaną elegancją. Widocznie domyślał się z kim ma do czynienia, gdyż przedstawił się Annie z koleżeńską swobodą. Wysłuchawszy krótkiego polecenia szefa, zapytał układnie:

10