Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

powątpiewania. Poprostu chciałam zaimponować ci zdolnościami detektywnemi mojej intuicji.
Musnęła jego wargi końcami palców i dodała:
— Lubię cię za wszystko, nawet za to, że takiego drobnego wtargnięcia w twoje osobiste sprawy nie umiesz mi przebaczyć.
Chciał coś powiedzieć, lecz przeczuła słowa niemiłe i zakryła mu usta dłonią:
— Nie, nie mów. Obawiam się, że dziś mam zły dzień. Nowej serji krzywdzących wyrazów byłoby już zawiele. Na dziś dość już miałam... Widzisz, gdyby nie to, nie miałbyś powodu czuć do mnie niechęci.
W milczeniu przytulił ją mocno i słodko, jakby chciał ją tym gestem zapewnić, że niechęć już uleciała i że pragnąłby zapomnieć o wszystkiem, co ich na chwilę rozdzieliło.
Nie chciała, by ją odprowadzał. Pomimo bardzo późnej godziny ulice śródmieścia nie groziły przecie żadnem niebezpieczeństwem, a pozatem przyszło jej na myśl, że odprowadzał już tamtą.
Na zegarze w jadalni biła trzecia, gdy wróciła do domu. W pokoju Szczedronia było jeszcze światło. Pracował. Tym razem nie zajrzała do niego. Przedewszystkiem powrót o tej porze nasunąłby mu zjadliwe podejrzenia, gotówby zrobić jakąś aluzję na temat rekompensaty, udzielanej przez krzywdziciela, a tego nie zniosłaby, tego jednego: zbyt wiele trudu kosztowało ją uwierzenie Marjanowi, by zaryzykowała teraz zachwianie tej wiary.
Powtóre czuła do Szczedronia urazę, że jest takim gburem, który może ją bić, potrącać i znęcać się nad nią. Wprawdzie nie robi tego, ale mógłby.
Szybko przeszła do siebie, zamknęła drzwi na klucz i zaczęła się rozbierać.


128