Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

w niespełna kwadrans po ich rozmowie zadzwoniła do Anny pani Kostanecka z całą serdecznością powtarzając zaproszenie córki.
— Pójdziemy wprost z biura do nas — zapowiedziała Buba — prawda?
— Właściwie musiałabym wstąpić po niektóre rzeczy.
— Nie, nie, nie trzeba. Już tam wszystko dla pani przygotowane.
— Nawet szczotka do zębów? — zaśmiała się Anna.
— Ależ oczywiście.
Przed wyjściem Anna zatelefonowała do Dziewanowskiego, lecz nie zastała go w domu. W ostatnich czasach zdarzało się to dość często, odkąd jego siostra zamieszkała w Świdrze i zapraszała do siebie Marjana na cały dzień. Anna nie znała Ireny Dziewanowskiej. Niezbyt też dużo o niej wiedziała, gdyż Marjan nie lubił mówić o siotrze, ani o pozostającym pod jej opieką biednym Kazimierzu. Tylko od czasu do czasu wspominał, że stan zdrowia jego starszego brata wciąż się pogarsza, że melancholja robi niebezpieczne postępy a w urwanych nogach zaczyna się próchnica kości. Z nielicznych wzmianek o Irenie mogła wywnioskować, że ta również przeszła jakąś tragedję, która w fatalny sposób odbiła się na jej psychice.
Anna nigdy tego nie powiedziała, lecz była przeświadczona, że wszystkim nieszczęściom w rodzinie Marjana, jego własnej niezaradności, kalectwu Kazimierza i tragedji Ireny winna była ich matka i owa potworna miss Trusby. Anna zbyt kochała jasną choć mglistą pamięć własnej matki, by nie cofać się z szacunkiem przed robieniem jakichkolwiek zarzutów nieboszczce pani Dziewanowskiej.
Gdy Marjan jednak opowiadał z właściwym sobie spokojem, jak im, nieletnim dzieciom matka kazała

141