Był brzydki, mocno rudawy i piegowaty, lecz Annie podobał się swoim swobodnym sposobem bycia.
— Pani brat — zapytała Bubę — ma swój samochód?
— Tak i cierpi na istny szał automobilowy — zaśmiała się Buba — to jeszcze smarkacz.
— Aż smarkacz?!
— Ma zaledwie dwadzieścia pięć lat. Cóż to jest na mężczyznę?
Po odrobinie certacyj ustalono, że Anna przenocuje w pokoju Buby. Wstawi się tam łóżko z pokoju gościnnego, gdzie jest, jak orzekła Buba, zanadto hotelowo.
Przed samą kolacją zjawił się pan Kostanecki, siwy, barczysty i nieco przygarbiony pan z sumiastemi wąsami. Miał sposób bycia starego szarmanta w dobrym stylu i wyraźny akcent kresowy. Do szofera, który wniósł za nim paczki, do żony, syna i córki, do lokaja i pokojówki mówił per „kochassiu“, przyczem brzmiało to jak „kuchassju“. Po kilku minutach Anna tak się do tego przyzwyczaiła, że za każdem odezwaniem się pana Kostaneckiego do niej, oczekiwała również owego jowialnego „kuchassju“.
Kolacja była z trzech dań, bardzo smaczna i wykwintna. Oprócz pani Kostaneckiej i Anny wszyscy się do stołu przebrali: Buba w wieczorową suknię, jej brat w smoking, a ojciec w czarną marynarkę. Nastrój panował miły i prosty. Nietrudno było dojść do wniosku, że wszyscy oni nie tylko kochają się, lecz i lubią się wzajemnie.
— Nu, Rysiek — zapytał pan Kostanecki syna — jakże egzaminy kuchassju?... Zdałeś?
Młody człowiek skrzywił się:
— Przełożyłem na przyszły tydzień.
— Znowu? — wyrwało się Bubie.
— Widzi pani — zwrócił się do Anny z westchnie-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.
147