odpowiem, że nie wierzę w to, by kobiety musiały pracować. Weźmy naprzykład pani podwładną, a moją siostrę. Zarabia sto kilkadziesiąt złotych miesięcznie. I poco?
— Ty tego nie rozumiesz, bo sam nic nie zarabiasz — odcięła się Buba.
— Nie o to chodzi. Ale, proszę pani, Buba zabiera te sto z czemś złotych, na perfumy i szpilki komuś, kto utrzymałby za te pieniądze rodzinę.
— Nie przesadzaj. Może całe miasto utrzymałby? Pozatem ja nie jestem przykładem.
— Dlaczego nie? Takich panien jest mnóstwo. Weź chociażby te, które znamy, swoje koleżanki i przyjaciółki: Lina, Zosia Kaszewska, Tejmlerówna, Gwozdecka, panna Marta, Tula Leńska, tuziny! Jeżeli mi powiesz, że one muszą pracować, to zgoda. Ale sama wiesz, że bynajmniej tego nie potrzebują. Zabierają tylko miejsce innym.
— A chociażby — wtrąciła Anna — jeżeli nawet robią to dla polepszenia i tak dobrych warunków materjalnych, czyż nie wolno każdemu walczyć o najlepszy byt?
— Właśnie — przytaknęła Buba.
— Kobiety nie powinny brać w tej walce udziału. To rzecz mężczyzny.
— Zatem kazałbyś mi siedzieć w domu i robić robótki szydełkowe w oczekiwaniu na męża?
— Kazałbym! — przyjął wyzwanie Ryszard — jest to znacznie stosowniejsze dla przyzwoitej panny niż polowanie na męża. Właściwie mówiąc wszystkie kobiety poto chodzą na uniwersytet, poto pracują w biurach i uprawiają sporty, by tam upolować męża.
Anna chciała dość ostro odpowiedzieć na to, lecz powstrzymała się. Polemizować z takiemi prostackiemi argumentami tego smarkacza — czyż to warto? Jakaż
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.
149