Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

to już wszystko jedno. Chcieliście, by była inteligentna, wykształcona, samodzielna, by była indywidualna, by wam jej zazdroszczono, byście mogli w niej podziwiać to, co uważacie za wasze własne dodatnie strony. No i stało się. Nie odrazu, stopniowo, ale stało się. Upodobniliście ją do siebie.
Ryszard wydął wargi:
— No, do tego jeszcze daleko, a raczej to wogóle jest niemożliwe.
— Czy pan — grzecznie, ale z nieukrywaną ironją zwróciła się doń Anna — czy pan uważa siebie za coś tak niewspółmiernie wyższego od swojej matki, siostry i mnie?
Młody człowiek zmieszał się:
— Nie mówi się o obecnych.
— A ja sądzę, że skoro wypowiada się, że użyję tylko tego wyrazu: śmiałe zdanie, należy mieć odwagę cywilną przynajmniej w tymże stopniu.
— Przepraszam panią, ale tu nie może być mowy o odwadze, tylko o... uprzejmości.
— Jak na uprzejmość jest to gatunek nienajlepszy — ucięła Anna.
Zapanowało przykre milczenie. Anna była zadowolona z siebie, że temu smarkaczowi natarła uszu, jak należało, lecz nastrój się zepsuł. Na szczęście było już po kolacji i wstano od stołu, a Ryszard zaraz pożegnał się i wyszedł: miał jakieś zebranie w swojej korporacji.
Pół godziny w salonie upłynęło na luźnej rozmowie, poczem Anna oświadczyła, że chciałaby się położyć.
— Bardzo przepraszam kochaną panią za syna — powiedziała pani Kostanecka, życząc jej dobrej nocy — to jest dobry chłopak, tylko bardzo łatwo ulega wpływom kolegów, a później powtarza najhorendalniejsze rzeczy..
— Ależ to drobiazg.

152