Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Ciotka Grażyna mieszkała przy Polnej i Anna wysiadła na rogu Śniadeckich. Znała tu każdy występ muru, każdą bramę. Przez dwa pierwsze lata studjów na Uniwersytecie mieszkała u ciotki, a chociaż po ślubie Kubusia musiała się wyprowadzić, nadal bywała tu prawie codziennie. Była przywiązana do ciotki i jej całego domu, a jeżeli w tem przywiązaniu nie było nadmiaru sentymentu, nie było też i krytycyzmu. Zresztą ciotce Grażynie zawdzięczała wiele, bardzo wiele, może nawet wszystko to, czem była i w zupełności podzielała ten szacunek, a raczej tę cześć, jaką zewsząd otaczano wspaniałą posągową postać pani senatorki Grażyny Jelskiej-Szermanowej.
Ze wszystkich ludzi, jakich Anna znała, jedynie świętej pamięci jej ojciec, ilekroć przyjeżdżała doń na wakacje, pozwalał sobie na pobłażliwe żarciki o ciotce Grażynie.
— I cóż tam porabia Grażynka — zapytywał, mrużąc swoje kochane siwe oczy. — Czy zawsze prosi o przysunięcie maselniczki przy stole takim tonem, jakby była amerykańską Statuą Wolności, która prosi o przysunięcie Grenlandji?
Albo zapytywał:
— Czy ciotka wciąż chodzi, jak procesja w jednej osobie?... Biedny Szerman. Dlatego pewno umarł, że zmęczył się noszeniem nad Grażynką rodowego parasola Szermanów, który awansował do roli baldachimu.
Ojciec Anny nigdy wprawdzie tego nie mówił, ale było wiadome, że miał szwagierce za złe małżeństwo z wujem Szermanem, którego wyraźnie nie lubił, nie omijając żadnej sposobności zrobienia przytyku do jego semickiego pochodzenia. Annę bolało to zawsze. Jeżeli w domu ciotki żywiła do kogoś cieplejsze uczucie, był to właśnie wuj Antoni. Miał sam miękkie serce i był czuły dla całej rodziny, nawet dla ojca Anny. Wzruszał się

14