Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak. Więc tymczasem dowidzenia.
Czemprędzej położyła słuchawkę. Bała się, że Marjan zechce dowiedzieć się dlaczego ma otrzymać tym razem pieniądze nie z kasy. Zabrała się do roboty, lecz nie mogła się uspokoić. Świadomość posiadania w torebce cudzego banknotu nie ustępowała ani na chwilę, chociaż usiłowała zmusić siebie do przejścia do porządku nad faktem złym czy dobrym, słusznym czy niesłusznym, ale już dokonanym.
— Jeżeli nawet teraz zwrócę te sto złotych do kasetki — przekonywała siebie — nie uwolni mnie to od wyrzutów sumienia. Jeżeli to, co zrobiłam, jest nieetyczne, niema już na to rady.
Nerwowo przeglądała papiery, nic nie rozumiejąc, o co w nich chodzi.
Oczywiście oficjalna, kościelna, czy państwowa moralność zakwalifikowałaby jej czyn jako nieetyczny, ale to jest moralność niemająca związku z życiem, moralność absolutna. Kryterja tej moralności są bezwzględne. Ileż to było wypadków, że doprowadzały wręcz do okrucieństwa. Zresztą człowiek na wyższym stopniu kultury ma prawo wewnętrzne do własnej klasyfikacji pojęć. Jedynym sędzią może tu być tylko własne sumienie.
Ponieważ jednak ten jedyny sędzia bynajmniej nie udzielał Annie absolutorjum, usiłowała go przekonać:
— Naprzykład kradzież chleba. Ktoś z głodu kradnie. I za to nie jest karany. Nie jest karany dlatego, że nie zawinił. Ludzkość uznaje, że każdy ma prawo do życia. Jeżeli potrzeba pokarmu jest w nim doprowadzona do ostateczności, wolno mu zdobyć ten pokarm w drodze nielegalnej, która zatem temsamem staje się legalną, skoro go za to nie karzą. A przecie byłoby nonsensem twierdzić, że głód jest najważniejszy, że żołądek, że podtrzymywanie fizycznej egzystencji jest najwyższem dobrem, prawem. Byłoby to zaprzeczeniem ducha.

159