Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

żadnej roli. Wyjąwszy pierwszy raz, gdy była zaskoczona tem, co mogła wówczas uważać za brak pociągu fizycznego do siebie, czy za chorobliwy mankament u niego, z biegiem czasu uwierzyła, że potrafi z tem się pogodzić.
Jednakże już samo to, że on się zadręczał, nie dawało i jej spokoju.
— Jeżeli można w takiej chwili przepraszać — powiedział wtedy — to przepraszam cię. Gdybym umiał wstydzić się, napewno wstydziłbym się.
Nie patrzyła nań: ona się wstydziła. Wstydziła się swej nagości i tego, że przyszła, i tego, co sobie po tem spotkaniu obiecywała. Nagle sam brak fizycznego aktu, głupiego przecie i bynajmniej nie stanowiącego dla żadnego z nich dwojga treści ich miłości, nagle ten brak jakby odsłonił brzydotę samej sytuacji, zwierzęcej i szablonowej: mężczyzna i kobieta w łóżku, oto wszystko.
Mówił, że męką jest potrzeba mówienia, a ona myślała, że jej nie kocha. Gdzieś czytała, że u przerasowionych zwierząt obserwuje się często impotencję w stosunku do mniej rasowych samic. I on znów mówił, mówił o psychastenji. Tłumaczył to psychastenją: nadmierne pragnienie powoduje niemożność realizacji pragnienia.
Ceniłaby siebie zbyt nisko, gdyby mogło to zmniejszyć jej uczucia do niego, a on cenił ją zbyt wysoko, by mógł sobie przebaczyć jej wspaniałomyślność, a sobie swoją psychastenję.
Wiedziała, że był u kilku lekarzy, chociaż jej tego nie powiedział. Sprzątając w jego pokoju znalazła kilka świeżych recept: brom, kola i inne środki w tym rodzaju. Wszystko na nerwy. Wierzyła, że czas i przyzwyczajenie zrobią swoje, lecz czas mijał, a przyzwyczajenie nie nadchodziło. Przeciwnie. Każda ponawiana próba przekonywała ich oboje o swej bezcelowości.

174